czwartek, 23 sierpnia 2012

Jak to się zaczęło? Czyli moja przygoda z wizażem


Moja przygoda z wizażem jak to często bywa była całkowicie niezaplanowana i wynikła z dość zabawnej (przynajmniej dla mnie) sytuacji.

Zanim jednak przejdę do opowiedzenia tejże historii muszę wspomnieć o moim koledze Przemysławie J., który około dwóch miesięcy przed wydarzeniem, o którym tu mowa pochwalił mi się, że dostał ofertę pracy w charakterze nauczyciela makijażu, co bardzo mu się spodobało, więc się zgodził na rozpoczęcie swojej własnej przygody.
A teraz moja historia, czyli jak to się zaczęło…

Pewnego letniego dnia roku 2008 zadzwonił do mnie telefon, Pan Przemek zapytał się mnie czy mogłabym wyświadczyć przysługę jego koleżance, która potrzebuje szalonej
i odważnej dziewczyny do udziału w pewnym przedsięwzięciu. Należę raczej do osób otwartych na wszelkie sugestie i propozycję, bo raz się przecież żyje, więc odpowiedź brzmiała: „oczywiście”. Zezwoliłam na przekazanie mojego numeru telefonu dalej, a gdy zadzwonił okazało się, że po drugiej stronie słuchawki odzywa się moja kuzynka, która jak się okazuje prowadzi swoją szkołę (miejsce na reklamę J) Akademia Ochrony Zdrowia i Urody MSP, a od września otwiera nowy kierunek Akademia Wizażu i Kreowanie Wizerunku, gdzie nauczycielem będzie właśnie mój kolega. Zadanie było następujące: Pewien kolega mojej kuzynki obchodził urodziny i z tej okazji chciała zrobić mu niespodziankę. Kupiła tort i świeczki, ale potrzebowała jeszcze osoby, która mu ów prezent przyniesie i tu do akcji wkraczam ja.
Nie byłoby to w zasadzie nic dziwnego i śmiesznego, gdyby nie fakt, iż dziewczyna od tortu (torcianka hi hi) miała być przebrana w dość specyficzny sposób. Proszę sobie teraz wyobrazić dziewczynę lat 21 na wysokich obcasach, z wielkim dekoltem, przewiązaną czerwonym boa i rogami diabełka na głowie wkraczającą do recepcji z tortem i świeczkami,
a gdy solenizant wychodzi (wezwany przez sekretarkę) naprzeciw spogląda nie tylko na piękną dziewczynę (grunt to dobra samoocena), lecz w dodatku słyszy piękne fałszowane
„sto lat”. Zjawisko komiczne, ludzie przechodzący obok uśmiechali się od ucha do ucha,
nie wspominając o Panu, dla którego była przygotowana niespodzianka.

Po wszystkim kuzynka w ramach odwdzięczenia się zapytała wprost co bym chciała
w zamian, a ja niewiele myśląc powiedziałam, że poszłabym za namową Przemka do jej szkoły na wizaż. Dostałam baaaaardzo dużą zniżkę na czesne, więc poszłam i nieżałuję, choć przyznam było ciężko, gdyż w tym samym czasie byłam także na drugim roku studiów
i w dodatku pracowałam, ale dałam radę pogodzić pracę z dwiema szkołami, ponieważ wychodzę z założenia, że dla chcącego nic trudnego, tylko trzeba potrafić się dobrze zorganizować.

Pozdrawiam Judyta Przybylska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz